Wspomnienia ze studiów

Ależ cudowny był to dla mnie czas, gdy studiowałem na jednej z poznańskich uczelni. Lata młodości – byłem wtedy pełen zapału do działania i ogólnie pojętego wigoru.
Liceum ogólnokształcące, które ukończyłem dało mi wiele do myślenia. Zanim podjąłem w nim naukę, myślałem raczej o tym, że zaraz po szkole średniej pójdę do pracy. W tamtych czasach raczej nie myślałem zbyt przyszłościowo. Liczyło się dla mnie to by mieć pieniądze. Tu i teraz. W liceum jednak od nowa poczułem chęć do rozwijania swojego umysłu. Zakochałem się w edukacji na nowo, i już kończąc 2. klasę wiedziałem, że moje plany ulegną zmianie. Wtedy też zacząłem się wstępnie rozglądać, za stworzonymi dla mnie kierunkami studiów. W liceum, świetnie radziłem sobie z językami obcymi. Na nich oparłem także moje egzaminy maturalne. Te, poszły mi wyśmienicie. Aż sam byłem zszokowany tym, że byłem w stanie napisać je tak dobrze. W każdym razie, z tymi wynikami mogłem być spokojny o to, że zostanę przyjęty na jedną z państwowych uczelni, na kierunku: anglistyka.

Dziś, po latach muszę przyznać, że studia licencjackie to był prawdopodobnie najpiękniejszy okres w moim życiu. I tym razem nie mam na myśli tylko kwestii związanych stricte z nauką. Te oczywiście, były moim głównym motorem napędowym do działania przez pierwsze trzy lata nauki w szkole wyższej. Jednak na to, że moje dzisiejsze wspomnienia są tak przyjemne, złożyło się także wiele innych czynników.
Przede wszystkim początek studiów, to poznanie ogromnej liczby nowych osób – studentów, którzy przyjechali do Poznania z innych, zazwyczaj mniejszych miejscowości. Dla mnie, jako poznaniaka od urodzenia, miasto było czymś normalnym, a potrzeba jego eksploracji wyczerpała się już dawno temu. Moi rówieśnicy, którzy byli w naszym mieście po raz pierwszy, byli jednak zupełnie innego zdania, a ja jako jeden z nielicznych rdzennych mieszkańców, zostałem wytypowany na „grupowego przewodnika” po stolicy Wielkopolski.
Integracja była jednym z kluczowych elementów naszego życia studenckiego. Warto podkreślić, że pierwsze 3 lata studiów, są właśnie czasem, w trakcie którego można sobie pozwolić na odrobinę luzu – oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Innymi słowy – kto miał tzw. „olej w głowie” i wiedział kiedy powiedzieć „stop!”, nie miał żadnych kłopotów z zaliczaniem kolejnych materiałów. Zdarzali się jednak i tacy, którzy dali się wciągnąć w wir imprezowania tak mocno, że nigdy się z niego nie wydostali. W związku z tym, z semestru na semestr, było nas na roku coraz mniej.

Ja jednak nie należałem do tej grupy. Od zawsze potrafiłem odgraniczyć sobie czas na zabawę od czasu na naukę. I dziś uważam, że przyniosło to zamierzony skutek. Czas spędzony na uczelni wspominam wspaniale, mam do dziś wielu znajomych poznanych na roku. Ważniejsze jest jednak to, że 3 lata na uczelni dały mi bardzo dużo pod względem wiedzy. Nie ma porównania do tego czego uczyliśmy się w „ogólniaku”. Dziś mogę więc śmiało polecić wszystkich chętnym pogłębiania swojej wiedzy studia 1. stopnia. Wspominam je bowiem cudownie – były one dla mnie połączeniem przyjemnego z pożytecznym.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here